Rano w drodze na miejsce koncertów zostajemy zmoczeni przez ulewny deszcz, na dodatek pizzera do której zmierzaliśmy jest zamknięta. Lądujemy w Amorku na ziemniaczkach z sosem:) po jedzonku wychodzi piękne słoneczko tak że możemy wyschnąć i się ogrzać. Wieczorem spotykamy Wichroducha z Pawłem i razem przysłuchujemy się koncertom pod sceną dopóki nie zaczyna się deszcz i burza...my uciekamy pod parasole, a oni jak się później okazało do namiotu wojskowego. Na szczęście Wichro przez ten deszcz obawiała się ze zmarznie śpiąc na polu namiotowym i autkiem jedziemy wszyscy na nocleg na sale gimnastyczną, dzięki czemu nie musimy iść w deszczu 2 km:)