Już pierwszego dnia dowiedzieliśmy się że nocleg w cenie 5zl jest tylko do niedzieli, więc nie zostajemy na noc z niedzieli na poniedziałek w Głuchołazach tylko od wracamy do Wrocławia na nocleg do Iwony (która w tym czasie przyjeżdża do Głuchołaz do rodziny, więc się z nią nie widzimy a klucze odbieramy od jej znajomej). Wichro i Paweł odwożą nas na PKS-a, ciągle pada, chronimy się w budce u pana który sprzedaje kwiaty, znicze i wiązanki. Widząc że zbliża się już godzina przyjazdu naszego autokaru wychodzimy na przystanek, ale autokaru niema i niema. Nie chcą wracać z powrotem do pana z którym już się pożegnaliśmy idziemy pod dach stacji PKP, gdzie przychodzą też inni ludzie z przystanku, a autokaru jak nie było tak nie ma. Przyjeżdża w końcu spóźniony około godziny, okazuje się że miał wypadek. Po drodze kilkakrotnie gaśnie mu silnik, ale docieramy bez problemu do Wrocławia. Na dworcu posilamy się bułkami i w deszczu idziemy po klucze do mieszkania Iwony. Na szczęście deszcz robi się coraz słabszy aż w końcu ustaje. W mieszkaniu Iwony zastajemy Wacławę która akurat podlewa kwiatki i przy okazji od niej dowiadujemy się na którą jest msza w pobliskiej parafii św.Elżbiety. Mamy jeszcze trochę czasu więc gotujemy sobie makaron z pesto, pijemy herbatkę i na 18:30 idziemy na mszą. Wieczorem siedzimy podziwiając mieszkanie urządzone przepięknie i usiłując się bezskutecznie dowiedzieć jaka będzie jutro pogoda. Niestety jedyne działające radio nie na daje wiadomości o równej godzinie i kładziemy się spać w niewiedzy.