trochę się snujemy, jednocześnie ciesząc się pierwszymi godzinami za granicą kraju. zegarki już przestawiliśmy i poszukujemy transportu do Lwowa. jacyś panowie usilnie chcą nas przekonać ze nie ma żądnych maszrutek w naszym kierunku i że mamy się zabrać z nimi, dyktują przy tym jakieś kosmiczne ceny. gdyby nie to że już tam byłam może i bym się dała na to nabrać. po drodze spoglądamy na kurs hrywny w przygranicznych kantorach, ostatecznie jednak decydując się na wymianę waluty we Lwowie. po chwili znajdujemy się już na placyku maszrutek i pierwsza jaką podjeżdża pasuje nam idealnie:)