Ruszyliśmy z Komarna rano, stop szedł dobrze choć podjeżdżaliśmy z początku po 10-20km. Później po postoju na posiłek i zakupy od razu złapaliśmy stopa na dłuższa, około 100km trasę. Jeszcze tego samego dnia dojechaliśmy do Polski, a konkretnie do Rabki gdzie trochę pomachaliśmy ale w końcu poszliśmy na stację po picie i spać. Na stacji okazało się że w naszym kraju nie przyjmują euro. Było to tym bardziej dziwne, bo w Serbii nie mieliśmy problemu z płatnością euro na stacji, nie mówiąc już o Węgrzec czy Słowacji. Gdy kręciliśmy się po okolicy szukając jakiejś miejscówki na namiot, jakiś pan który pilnował maszyn budowlanych, robotników którzy robili pobliską drogę, zaprosił nas na herbatę:) Miły akcent na koniec dnia a nocleg ostatecznie znalazł się obok tejże remontowanej dorgi, która z resztą była wylotówką na Kraków.