Rano poszliśmy do sklepu po jedzenie, którym były parówki i bułki bo choć mieliśmy przy sobie euro to przecież nigdzie nie dało się nim zapłacić. Posileni poszliśmy zwiedzić skansen kolei w Chabówce. Na miejscu spotkała nas niespodzianka bo okazało się że dziś odbywa się parowozjada i z tej okazji nie tylko wstęp darmowy, krówki rozdawali to jeszcze można było pooglądać stare parowozy. Nie zostaliśmy do końca bo chcieliśmy jeszcze na wieczór dotrzeć do Włoszczowy gdzie mieszka moja przyjaciółka. Parowozjada uratował nas też pod względem finansowym bo tam udało się wymienić trochę euro przy okazji zakupu coli, co prawda po kursie 3zł ale jak się nie ma innej to dobre. Do Krakowa ruszyliśmy około 14:00, dojechaliśmy szybciutko. Tam wymieniliśmy resztę euro, zjedliśmy, zorbiliśmy zakupy i pojechaliśmy na wylotówkę z które zabrała ans parka która jechała do Końskich ale ostatecznie odwieźli nas do Włoszczowy, gdzie po dojechaniu spotkaliśmy się po 2,5 roku nie widzenia się, z Elvirką, Dzwiedziem i poznaliśmy ich córeczkę Micalinkę, pryz okazji tez zobaczyliśmy ich nowo postawiony dom, który do tej pory widzieliśmy jedynie na projektach i zdjęciach. Wieczorem piliśmy winko jakieś własnej roboty ale było paskudne bo zamiast winem, smakowało spirytusem.