wczesnym rankiem docieramy do Kijowa. poszukujemy kawałka trawnika by moc zjeść śniadanie, posiedzieć i trochę uporządkować w plecakach. ciężko nam to idzie bo wszędzie beton i beton, w końcu postanawiamy usiąść na trawie pod jakimś budynkiem. nie możemy jednak tam zbyt długo zabawić bo wychodzi jakiś pan z owego budynku i daje nam do zrozumienie byśmy sobie stąd poszli. pewnie myśli że spaliśmy tu całą noc bo mamy rozłożone karimaty, na nich ubrania a dopiero co niedawno zaczęło świtać. udajemy się na przystanek i po kilku przesiadkach, w tym też w metrze które jest bardzo głębokie, docieramy do upatrzonego celu. skwerku na którym są 3 piękne fontanny:) później pod wielką górę ruszamy w cel obejrzenia kilku tutejszych cerkwi.widok w zupełności wynagrodził nasz trud:) pał straszy, plecaki ciężkie a my dzielnie maszerujemy i zwiedzamy. pod jedną z cerkwi kobieta przy sklepie z pamiątkami zaopiekowała się naszymi plecakami na chwilę więc mogliśmy nieco pochodzić na luźno. później rozłożyliśmy się pod jedna z fontann i wygrzewaliśmy na słoneczku, od czasu do czasu mocząc się. około 12:00 koło fontanny przyszedł już niezły tłumek ludzi, zwłaszcza z małymi dziećmi. w końcu to sobota:) zakupujemy też ładowarkę do aparatu bo okazało się ze zapomnieliśmy zabrać ze sobą. tak nam się podoba wygrzewanie na słońcu że wcale nie chce się ruszać a trzeba bo na lotnisko mamy do przejechania prawie cały Kijów, w większości metrem ale to i tak ponad godzina. odwiedzamy złote wrota, jemy jakiś ryż z mlekiem na który bardzo długo czekamy. ma tyle długo że jesteśmy gotowi już zrezygnować w obawie przed nie zdążeniem na samolot. metrem jedziemy na ostatnia stacje a później oczekujemy autobusu na lotnisko. czeka wraz z nami jeszcze jakiś pan co umie mówić po polsku i kilka osób. dzięki polskojęzycznemu panu wiemy na jaki numer czekamy i kiedy już wszyscy wątpimy w jego przyjazd, w końcu się pojawia, duży autobus z wygodnymi siedzonkami:) ten pan odprowadza nas na terminal lotów krajowych i pokazuje pryz którym stanowisku mamy stanąć. do Symferopola zalatujemy gdy już jest ciemno. wiemy że jest tutaj niedaleko możliwość taniego noclegu. pytamy panią sprzedawczynie przy lotniku i zaraz nam wskazuje owo miejsce. gdy już zajmujemy pokój idziemy do baru coś zjeść i napić się piwka. no i trochę nie wierzymy jeszcze ze już jesteśmy na Krymie:)